Wednesday, December 25, 2019

Łódź 1884 — ogromne, bezkrwawe zwycięstwo polskich patriotów



Posąg Gutenberga na fasadzie Kamienicy pod Gutenbergiem, gdzie mieszkał i pracował Jan Petersilge, jeden z najbardziej zasłużonych Ludzi Miasta Łodzi, jak zwali się z dumą dawni łodzianie. W okresie międzywojennym w jego domu mieściło się Stronnictwo Narodowe – ideowa kontynuacja myśli organiczników i pozytywistów. Myśl narodowej demokracji kontynuuje obecnie Jan Engelgard. Z dziennikarskiej szkoły wysokiej etyki pracy, uporządkowanego myślenia i działania Petersilgego wyszli najlepsi dziennikarze Królestwa Polskiego, którzy swoją niezmordowaną pracą u podstaw i wzorową postawą obywatelską przyczynili się do odzyskania niepodległości w roku 1918.


Sławomir Milejski - Praca własna. Łódź, kamienica J. Petersilgego, 1896. CC BY 3.0 File:SM Łódź Piotrkowska 86 2017 (1) ID 613240.jpg Utworzony: 15 lipca 2017




Kilka słów na temat historycznej gazety


6 stycznia 1884 roku ukazał się pierwszy numer „Dziennika Łódzkiego”. Miał tylko 4 strony. Z biegiem czasu liczył sobie 6 stron. Pierwsza w Łodzi gazeta ukazująca się całkowicie w języku polskim powstała w wyniku tego, że zaborca rosyjski zabronił dalszego wydawania "Gazety Łódzkiej / Lodzer Zeitung" w dwóch językach. W związku z tym wydawca „Lodzer Zeitung” Jan Petersilge poprosił grupę swoich dziennikarzy, odpowiedzialnych dotąd za część polską jego dziennika, aby jak najszybciej założyli polską gazetę codzienną.




Dziennik Łódzki” powstał dzięki poparciu polskich Niemców oraz grupy spolszczonych Żydów


Polscy Niemcy czyli potomkowie niemieckich osadników, zamieszkali na obszarze tzw. kongresówki byli w większości nastawieni propolsko. Wynikało to przede wszystkim z tego, że byli głęboko wierzącymi chrześcijanami biblijnymi. Poza tym jako plebejuszom imponowała im wysoka kultura polskiej szlachty protestanckiej. Z biegiem czasu prowadziło to do coraz większego konfliktu tej grupy ludności z Rzeszą Niemiecką, którą opanował szowinizm czyli nacjonalizm pogański i coraz bardziej jednoznacznego utożsamiania się polskich Niemców z Polską. Pojawił się ruch polonizatorów, którzy wprowadzali język polski w Kościele Ewangelickim i u siebie w domu.





Jak świadczy o tym ta reklama, zamieszczona w jednym z pierwszych numerów „Dziennika Łódzkiego”, polskiego i niemieckiego używano w Łodzi równolegle. Wielu tutejszych Niemców władało językiem polskim, a wykształcony Polak znał dobrze niemiecki. Ten ostatni był wspólnym językiem w sprawach technicznych, finansowych, a także dotyczących działalności przemysłowej i handlowej. Wolny dostęp – public domain




Z kolei w ramach mniejszości żydowskiej występował ruch asymilatorów, którzy pod wrażeniem osiągnięć wysokiej kultury austro-niemieckiej porzucali język jidysz. Wstydząc się z powodu zastoju ich własnej społeczności, jej zwyczajów i ubiorów, które niewiele się zmieniły od czasów starożytnych, dążyli do jej unowocześnienia. Z kolei pod wpływem polonizatorów wprowadzali do synagogi język polski, a do swoich nabożeństw modlitwy o pomyślność kraju, w którym żyli. Część asymilatorów przyjęła chrzest i niezwykle poważnie przyjmowała nakazy religii chrześcijańskiej. Część uważała się za Polaków wyznania mojżeszowego.




Ludzie Miasta Łodzi


Powiedzmy; nowy typ człowieka: optymistyczny, wesoły, energiczny, we wszystkim doszukujący się jakiejś dobrej strony i góry do zdobycia, niełatwo poddający się zwątpieniu, wierzący w szczęśliwą gwiazdę.


Umówienie się na prowadzenie np. zebrania zarządu spółki po niemiecku wykluczało konieczność wypowiadania się po rosyjsku, co odpowiadało wspólnikom narodowości polskiej. Zatrudniony w tym celu Niemiec bałtycki (on z kolei od dziecka władał płynnie niemieckim i rosyjskim) po zebraniu sporządzał wnioski i uzasadnienia potrzebne do uzyskania jakichś zgód lub zezwoleń od władz carskich. Na pytanie o narodowość łodzianie odpowiadali nieraz dumnie, ale wykazując zarazem spryt: Ludzie Miasta Łodzi (Lodzermenschen). Z łamów „Lodzer Zeitung”. Wolny dostęp – public domain



Oba te ruchy zostały życzliwie przyjęte przez społeczeństwo polskie


które w ten sposób zyskało energicznych, w wielu wypadkach bogatych i wpływowych sojuszników w walce z podejmowanymi w latach 1877-1904 przez carat próbami wynarodowienia Królestwa i tzw. ziem zabranych (Wilno, Grodno, Brześć Litewski, Krzemieniec itd.). Wśród Polaków ton nadawał w tym czasie konserwatywno-liberalny nurt filozofii pozytywnej oraz pracy organicznej. Organicznicy dążyli do stopniowych reform społecznych, rozszerzenia umiejętności czytania i pisania po polsku wśród robotników i chłopów, zwalczali pijaństwo i hazard, stawiali sobie za cel asymilację mniejszości narodowych.




Po roku 1881 stało się jasne, że powstało serdeczne porozumienie organiczników, polonizatorów oraz asymilatorów


Było to związane z zaostrzeniem polityki caratu wobec mniejszości żydowskiej w Cesarstwie Rosyjskim. Żydzi zyskali dodatkową motywację do bratania się z Polakami – robić na złość ludziom caratu. Ci ostatni przyjmowali jednak owo serdeczne porozumienie przeważnie z życzliwym zainteresowaniem. Przede wszystkim ze względu na to, że organicznicy i ich sojusznicy odrzucali wszelkie przygotowania do nowego powstania, a także ruch socjalistyczny. Najbardziej inteligentni spośród rosyjskich policjantów i urzędników niechętnie stosowali się do antypolskich zarządzeń, napływających z Petersburga. Byli zdania, że ludność zaboru rosyjskiego należy związać na stałe z Rosją przy pomocy wspólnych korzyści ekonomicznych. Starali się rozpowszechniać idee panslawizmu (jedności i solidarności narodów słowiańskich) oraz panrusizmu (mateczka Rosja ma wiele dzieci i powinna je dobrze traktować, aby się do niej przywiązały). Z ich punktu widzenia naród polski powinien był trwać i zachować odrębność, a zarazem wzmacniać się i bogacić dzięki znajomości języka rosyjskiego.




Na tak skomplikowanym, pełnym paradoksów tle powstały korzystne warunki dla rozwoju – głównie w Warszawie i Łodzi – prasy polskiej wydawanej w języku polskim oraz niemieckim


Równolegle pojawiły się redagowane na miejscu, w tych dwóch miastach, gazety w języku rosyjskim. Odłóżmy je jednak na razie na bok. Okoliczności powstania gazety, która odegrała wielką rolę w życiu społecznym nieformalnej stolicy Polski Środkowej są jak najbardziej zrozumiałe na tle tamtej epoki. Codzienny, ogromny wysiłek, związany z założeniem i wydawaniem gazety codziennej koordynował mecenas Henryk Elzenberg. Był synem postępowego rabina, który tworzył modlitewniki w języku polskim. Ożenił się z Polką i przeszedł na katolicyzm. Jako radca prawny zakładów przemysłowych Scheiblera namówił ich dyrektora generalnego Edwarda Herbsta do udzielenia szczodrej pomocy finansowej w tym dziele. Herbst był jednym z najbardziej znanych polonizatorów. Prócz drukarni „Dziennika Łódzkiego” ufundował m. in. jeden z ołtarzy w kościele pod wezwaniem Podwyższenia Świętego Krzyża.




Tak zaś pisano o zadaniach nowej gazety w jej pierwszym numerze


Znad newskiej stolicy witam organ polski zaczynający wychodzić w ognisku naszego przemysłu fabrycznego, w ognisku uważanym zwykle dotąd za niepolskie. Po zwalczeniu trudności nieodłącznych od naszych stosunków, zadaniem waszym będzie zapewne krzewienie narodowej kultury przemysłowej wśród ludności krajowej w ogóle, ażeby tym sposobem dowieść, że z jednej strony umiemy pracować ku pożytkowi i chwale kraju i że z drugiej strony stoimy na wysokości nowoczesnych zasad ekonomicznych, które głoszą tolerancję dla każdego, co swoją inteligencją i pracą przyczynia się do ogólnego dobrobytu kraju. Szczęść wam Boże!"


Kolejnym paradoksem zaboru rosyjskiego było to, że wielu naszych rodaków mieszkało czasowo, a nawet na stałe w Petersburgu. W stolicy państwa carów czuli się znakomicie, a ci którzy mieli tam swoją firmę robili złote interesy. W mieście nad Newą nie odczuwało się najmniejszej niechęci wobec cudzoziemców. Można tam było mówić po polsku ile dusza zapragnie, o ile tylko ktoś miał rozmówców władających tym językiem, nie obawiając się najmniejszej kary albo nagany. To właśnie prasa rosyjska ukazująca się w Petersburgu usiłowała wesprzeć polskich poddanych cara w ich sprzeciwie wobec ustaw ograniczających prawo do posługiwania się mową ojczystą.


Stąd też żadna polska ani polsko-niemiecka gazeta nie miała najmniejszego problemu ze znalezieniem tam współpracowników, gotowych pisać z reguły znakomicie zredagowane korespondencje. Korespondencje niezbędne ze względów praktycznych, aby wszyscy zainteresowani mogli śledzić przemiany w polityce i gospodarce ogromnej Rosji i wiedzieć czego potrzebuje ogromny rynek zbytu Rosji i Chin, jak korzystnie nabyć i przewieźć nad Wisłę chińską herbatę itd. itp. Zaś odnośnie własnego podwórka szefowie „Dziennika” nie pozostawili zbyt wielu niedomówień.


Dziennik Łódzki wychodzi dla każdego, kto go czytać zechce, a jeżeli już koniecznie chodzi o to, dla kogo mianowicie wydawane jest nasze pismo dodajemy, że obok tubylców, ma ono głównie na względzie ludność, która nie będąc rdzennie krajową, blisko jest – albo być powinna – całkowitego zespolenia się z krajem. Mamy nawet wszelkie powody mniemać, że tutejsza ludność obcego pochodzenia nie inaczej pojmuję wydawnictwo nasze, bo w tych właśnie sferach przyjęte ono było z całkowitym uznaniem.”




W okresie tzw. nocy apuchtinowskiej określanej też jako czas represji po powstaniu styczniowym


nie wolno było używać w książkach i czasopismach takich pojęć jak: ojczyzna, naród polski, wolność, niepodległość, sprawa polska, a nawet nasz kraj. Za wydrukowanie czegoś takiego można było dostać rok katorgi (ciężkiej pracy przymusowej w kajdanach) i dziesięć lat zesłania do Azji na dodatek. Z tym, że do odpowiedzialności karnej pociągano w takim wypadku tylko jednego człowieka, którym był redaktor odpowiedzialny. Redaktor odpowiedzialny to było stanowisko, na którym ludzie dość często się zmieniali, bo coś takiego było trudno wytrzymać nerwowo.




Mimo wielu przeszkód oraz zagrożeń polscy patrioci cały czas pracowali dla naszego kraju


Co prawda „Dziennik Łódzki” Elzenberga przestał się ukazywać 31 grudnia 1892, ale już niebawem w mieście nad rzeką Łódką pojawiły się inne gazety drukowane po polsku. Dzielnie wspomagali ich dzieło dziennikarze jednoznacznie propolskiej „Neue Lodzer Zeitung” tzn. „Nowej Gazety Łódzkiej”. W tamtych czasach zawód dziennikarz nie kojarzył się nikomu z czymś złym, a pod zaborami polscy dziennikarze byli powszechnie szanowani. Ci dziennikarze pisali tylko prawdę i nie pochwalali ani ucisku ani wyzysku człowieka przez człowieka.


Jeśli nie pisali całej prawdy to ludzie wiedzieli, że dzieje się tak z powodu groźby surowych kar: katorgi i zamknięcia gazety


Przeciętny dziennikarz miał opinię człowieka nieprzeciętnie uczciwego, któremu można śmiało powierzyć np. pieniądze na pomoc potrzebującym. Społeczeństwo było świadome, że dziennikarze walczą o postęp i rozwój w trudnych warunkach i spieszyło im z wszelką możliwą pomocą. Lata 1884-1918 to były dni chwały niezależnych dziennikarzy zaboru rosyjskiego, zaś „zmartwychwstanie ojczyzny” (jak nazywano odzyskanie niepodległości po trwającym trzy pokolenia podziale całego kraju między trzech zaborców) było w znacznej mierze ich dziełem. Podobnie zresztą jak powstanie Armii Ochotniczej i ocalenie przed straszliwą klęską w roku 1920. Pamiętajmy o naszych dzielnych i wytrwałych przodkach, tytanach pracy, prawdziwych Europejczykach! Ich osiągnięcia przynoszą chlubę Polsce – twierdzy honoru i tolerancji.


Na koniec ponownie rzut oka na Dom Petersilgego – dzieło architektów: Kazimierza Pomian-Sokołowskiego i Franciszka Chełmińskiego. Tak nawiasem, zachował się dom Sokołowskiego przy ulicy Dzikiej, co prawda mocno przebudowany. Zapewne wrócę do tego innym razem. Kamienica pod numerem 86 to zarazem niestety jeden z niewielu przykładów dawnych łódzkich budynków, które przywrócono do dawnej świetności, acz niezbyt świetnie tam się dzieje…




No comments:

Post a Comment