Trump wypowiedział zaskakującą wojnę globalistom i eurokratom, długo udając że jest całkowicie pochłonięty przygotowaniami do wojny z państwem Kima. Potrzebuje silnego poparcia Izraela i diaspory, więc będzie za nie płacił; cudzymi pieniędzmi i cudzą ziemią. To dobre i złe wiadomości...
Wolny handel światowy uchodził za dogmat i miał trwać do końca świata. Teraz jednak, nagle i niespodziewanie, prezydent Stanów Zjednoczonych stał się jego grabarzem – tak w każdym razie twierdzi prasa głównego nurtu. Tak nawiasem to Niemcy odbierają właśnie od niego nagrodę również za niekontrolowane przyjęcie uchodźców. Prezydent Trump nie odczuje ciężaru gniewu przywódców pozostałych państw członkowskich Grupy Siedmiu, bo po prostu (w przeciwieństwie do sytuacji sprzed 50 czy 30 lat), obie strony sporu na kierunku euroatlantyckim nie są już pod żadnym względem stronami równorzędnymi. Tylko wciąż potężna elita rzeczywistych ośrodków władzy, która zainicjowała projekt globalizmu około 40 lat temu, mogłaby pokonać dla nich Trumpa. Wybitny rosyjski ekonomista Michał Chazin wyjaśnia, dlaczego również to jest mało prawdopodobne.
Prezydent Trump wycofał swój podpis pod oświadczeniem końcowym Grupy Siedmiu, lecąc samolotem do Singapuru. Wywołało to takie komentarze tzw. wzorcowej i odpowiedzialnej prasy niemieckiej jak: "Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości co do tego, czy temu amerykańskiemu prezydentowi brak jakiegokolwiek poziomu, to właśnie mógł się przekonać, że ten człowiek jest nie tylko politycznym, ale i moralnym karzełkiem." W ten sposób politycznie niepoprawny przywódca supermocarstwa wymierzyl po raz drugi policzek Angeli Merkel i Unii Europejskiej. Żyjemy znowu w naprawdę ciekawych czasach! Za podobne uwagi pod adresem amerykańskiego prezydenta dziennikarz niemieckiej telewizji publicznej (cytuję za jej portalem prasowym) parę lat temu wyleciałby błyskawicznie na świeże powietrze.
(Trumps Nein zum G7-Abschluss: "Ihr könnt mich sehr gern haben", tagesschau.de)
Nic dziwnego, że kanclerka oświadczyła jeszcze przed tym spotkaniem na szczycie, że nie będzie się starała ukrywać na siłę różnic poglądów – tylko że to i tak nic nie da
Wycofanie się Waszyngtonu ze wspierania globalizmu i neoliberalizmu ma zupełnie inne przyczyny niż te, o których wypowiadają się pożal się ludu znawcy. Chcąc wyjaśnić to w miarę prosto... Globalizm oznaczał w gruncie rzeczy – politycy dali za wygraną. Po prostu nie byli już w stanie zapanować nad zmianami cen ropy naftowej, inflacją, deficytem w handlu zagranicznym, zaburzeniami w wymianie walutowej, żądaniami wysokich płac, sporami pracowniczymi itd. Z tego powodu pod koniec lat siedemdziesiątych przyjęli ofertę spółek wielonarodowych, które pragnęły przejąć kontrolę nad życiem gospodarczym Europy Zachodniej, Ameryki Północnej i Australii.
Posługując się nośnym społecznie hasłem: globalizacja, te wielkie spółki opanowały tam dosłownie wszystko, zaś po upadku bloku radzieckiego również Europę Wschodnią oraz cały szereg krajów trzeciego świata. Politycy musieli kiedyś brać pod uwagę wyborców; myśleć o skutkach, jakie ich decyzje mogą za sobą pociągnąć z punktu widzenia warunków życia ludności. Olbrzymie koncerny międzynarodowe nie odczuwają takiej potrzeby – nie jest to niezbędne do prowadzenia przez nie działalności. Prowadzą bezlitosną politykę realną, ograniczoną do zapewnienia sobie takich rzeczy jak: siła robocza, stałe dostawy surowców, kadry i zarządzanie, automatyzacja, no i zyski. To co nieopłacalne musi po prostu zostać zlikwidowane.
Tylko, że obecnie pojawiło się paru sprawujących władzę polityków, którym nie znudziła się polityka, toteż nie mają już ochoty pozwalać swobodnie działać wszystkim możliwym i niemożliwym do zniesienia czynnikom globalizacji. Na dodatek prosty lud wie o wiele więcej niż powinien. To jest właśnie klucz do zrozumienia sytuacji w Rosji, w Stanach Zjednoczonych, w prawie całej Europie Wschodniej, w Austrii i we Włoszech.
Jak wyjaśnia znakomity rosyjski ekonomista polityczny Michaił Chazin, Trump nie był w ogóle, w najmniejszym stopniu rzecznikiem tego nowego porządku, jaki zapanował od tego czasu
W całej serii tweetów wysłanych z Singapuru amerykański przywódca dał wyraz swojej złości na zachodnioeuropejskich członków NATO, ostro krytykując ich zbyt niskie wydatki na obronę, mające miejsce na tle ich wysokich nadwyżek w handlu z USA. "Niemcy płacą (powoli i z oporami) jeden procent swojego dochodu narodowego na cele NATO, podczas gdy my wydajemy na to cztery procent naszego znacznie większego produktu krajowego brutto. Czy naprawdę ktokolwiek uważa, że to ma jakiś sens?" Tak jest! Co prawda Niemcy sami wytwarzają większość używanego przez siebie uzbrojenia, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby zaczęły kupować więcej kierowanych pocisków rakietowych oraz rozmaitych systemów elektronicznych made in USA.
Trump zażądał znacznego zwiększenia wydatków na cele wojskowe również od innych państw członkowskich UE. Posłużył się przy tym różnymi soczystymi zwrotami, by podkreślić że jego kraj ponosi ogromną większość kosztów działalności NATO – tylko po to, aby ta grupa krajów "mogła nas doić w handlu". Wielkie nieba! Ten cały Trump to nie jakiś fircyk, ale cholernie poważny facet. Na dodatek nie chce przejść do historii jako zły i rozrzutny gospodarz państwowych pieniędzy.
Zaś na koniec dodał coś naprawdę kontrrewolucyjnego (trzeba bowiem uznać, że globalizm jest jakimś rodzajem rewolucji): "Wybaczcie, ale nie możemy pozwolić by tak nasi przyjaciele jak wrogowie wykorzystywali nas w handlu. Mamy obowiązek stawiać na pierwszym miejscu byt materialny amerykańskich robotników."
Gdzie tu jest właściwie pies pogrzebany? Wyjaśnia to Michaił Chazin
Jako znawca twórczości Ludwiga von Misesa Chazin podkreśla wybór, przed którym stanął rząd USA: złożyć na koniec w ofierze na ołtarzu globalizacji swój własny kraj albo sprzeciwić się wąskiej grupie arystokratów finansowych, którzy wykorzystują do swoich celów instytycję Rezerwy Federalnej. W przeciwnym razie amerykańska gospodarka narodowa zostałaby zadławiona w wyniku przeinwestowania w spekulacyjny import surowców i żywności (np. cukru). Projekt „Zachód” – narzucenia światu dominacji tej grupy w imię rzekomo nieomylnych nakazów wymyślonego na Zachodzie neoliberalizmu... Dlatego Donald Trump rozpoczął projekt „kapitalizm” (chodzi tu oczywiście o zreformowany kapitalizm, tak zwany kapitalizm ludowy). Jak napisał rosyjski uczony:
"W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, których aparat państwowy zachował system strategicznego prognozowania (w tym krajową kontrolę nad Rezerwą Federalną i machiną wojenną), taki system dawno temu całkowicie zaniknął w Europie Zachodniej. Co za tym idzie, zarządzanie i elity polityczne państw tej części świata działają tylko w oparciu o paradygmat projektu globalnego 'Zachód'."
Następnie rozwija tę myśl: "Nie chodzi tylko o to, że boją się wypowiadać wbrew woli elit stojących za tym projektem (wiedzą na dobrze o tym, że każdą osobę z ich grona można wyeliminować jako postać polityczną lub pozbawić stanowisk państwowych w ciągu kilku dni, jeśli informacje przechowywane pod kontrolą tych elit zostaną opublikowane), ale także, że ich sposób myślenia, ich wyobrażenia o prawdziwych wartościach i o przyszłości są bardzo ograniczone. Nie wykraczają poza ramy podstawowych haseł paradygmatu projektu 'Zachód'."
Tak więc: "W rezultacie popadli w niezwykle silną sprzeczność z polityką Trumpa [...]. To nie jest walka o rynki czy bilans handlowy, to walka o władzę! Po prostu dlatego, że zwycięstwo Trumpa oznacza zniszczenie całej bazy ekonomicznej 'zachodniego' projektu, a co za tym idzie, zniknięcie wszystkich regionalnych elit związanych z tym projektem ze sceny politycznej! [...] Z tych powodów walka z Trumpem stała się walką o własny dobrobyt. Dla Trumpa i elit stojących za nim sytuacja jest symetryczna."
(Резюме: Что произошло и почему, khazin.ru)
Chazin chce nam przez to zapewne powiedzieć, że jeżeli Trump weźmie w końcu górę, to wtenczas: koniec, kropka i za kraty banda czworga! Przewiduje jednak również coś innego; upadek globalizmu wyzwoli tłumioną przezeń dodatnią energię społeczną. Umożliwi to wprowadzenie w życie innych, odwołujących się do fundamentalnych, prospołecznych wartości koncepcji. Nawet jeśli z początku tylko na poziomie regionalnym.
No comments:
Post a Comment